|
"Mistrz w świecie Zachodu"
Artykuł ten ukazał sie w Nieznanym Świecie nr: 5/2007
Może właśnie z powodu wieku, może właśnie z powodu urody, kontrowersje
wokół niego narastają z roku na rok, chociaż jest to czas ciągle krótki. W Stanach Zjednoczonych zdążył już przyciągnąć
do siebie wielu adeptów krija jogi, którzy zdołali zobaczyć w nim świeże i bardzo atrakcyjne wcielenie samego Paramahansy
Joganandy, autora czytanej na całym świecie,od blisko sześćdziesięciu lat, Autobiografii jogina. Nieważne, że według
innych źródeł /jak zwykle wiarygodnych.../następca Joganandy miałby pojawić się 200 lat po jego śmierci i to jako kobieta,
skoro kontynuator dzieła w "rozsypującej się" Self Realization-Fellowship potrzebny jest od zaraz...
A zważywszy na to, że mistrzem Swamiego Vishwanandy, bo o nim mowa, ma być, sam legendarny Mahawatar Krija Babaji, to
sprawa wydaje się być przesądzona...
Ale, na razie, młody , niespełna 30-letni Hindus z Mauritiusa, robi duchową
furorę w Europie, gdzie z powodzeniem stworzył już fundamenty swojej duchowej organizacji zwanej Zakonem Bhakti Marga
Yogi. Za jego sprawą i z jego inspiracji w Europie pojawiły się już dziesiątki tzw.brahmaczarinów, czyli ludzi, z własnego
wyboru, żyjących w dosyć rygorystycznej dyscyplinie duchowej i co się z nią wiąże, moralnej. Podjęli się wędrówki po tak
radykalnej ścieżce, "zniewoleni" przez ogromną charyzmę Swamiego oraz niewątpliwą moc jogiczną, która, zwłaszcza w swym
zewnętrznym przejawie, np. materializacje, działa magnetycznie na umysły ludzi Zachodu.
Wystarczy pobyć nieco wśród "zakonników" Swamiego Vishwanandy, żeby dostrzec na ich palcach pierścienie, na szyjach medaliony,
w uszach kobiet kolczyki, by po chwili zorientować się, że wszystkie te przedmioty, swoim wyglądem przypominają te, jakie od
lat można było obserwować u obdarowanych przez Sathya Sai Babę. Niektóre z tych przedmiotów są wręcz bliźniaczo podobne
do tych, jakie tworzy z dłoni i z powietrza Mistrz z Puttaparthi. A do tego wszystkiego, niektóre z nich są podobne, a wręcz
takie same, jak przedmioty, np.medaliony, które kupuje się na straganach w Shirdi. Każdy, bardziej dociekliwy, może sam to stwierdzić.....
Wróćmy jednak na chwilę do wspomnianego słynnego Mistrza z Puttaparthi. Otóż, przez
wiele lat,dla dzisiejszych wielbicieli i sympatyków Swamiego Vishwanandy tajemnicą było, że pewnego przystojnego
młodzieńca z Mauritiusa o imieniu Vishwam, widywano w Puttaparthi już dwanaście lat temu, jako częstego bywalca
intwerview u Sathya Sai Baby. A zważywszy na fakt, że ten młodzieniec zaczął przejawiać pewne szczególne moce siddhi,
np. moc materializacji, już w wieku lat 14/ tak jak Sathya Sai Baba/, to podobieństwo wzorów materializowanych
przedmiotów można, na siłę, spróbować jakoś wyjaśnić. Ale dzisiaj czas spędzony o boku Sathya Sai Baby, dawniejszy
Vishwam, a dzisiejszy Swami Vishwananda, wydaje się traktować jako epizod, główne znaczenie przypisując swojemu
prawdziwemu mistrzowi, czyli Mahawatarowi Babajiemu, legendarnej postaci dla prawie wszystkich adeptow jogi.
Postaci kochanej przez wielu i przy okazji, zawłaszczanej przez wielu, co ma zresztą miejsce w przypadku wszystkich
innych duchowych "ikon", np. Jezusa.
Trudno dociec dzisiaj do kogo "należy" Mahawatar Babaji, ale związek Swamiego ze swoim Mistrzem wydaje się być naprawdę
silny i godny naśladowania przez wszystkich adeptów rozlicznych duchowych dróg. I przykład tej relacji jest zaraźliwy
dla wielbicieli Swamiego, którzy też ,wydaje się, przejawiają bardzo wysoki stopień oddania dla swego mistrza.
I nic też dziwnego, że do Swamiego Vishwanandy coraz liczniej docierają dotychczasowi uczniowie czy wielbiciele
innych mistrzów, z jakiś powdów tymi mistrzami rozczarowani. Szczególnie w Anglii Swami Vishwananda zgromadził wokół
siebie wielu byłych wyznawców Sathya Sai Baby. Historia zatoczyła koło....
Główna europejska siedziba Swamiego znajduje sie niewielkiej, ale
przeuroczej niemieckiej wiosce Steffenshof, leżącej zresztą niewiele dalej niż sto kilometrów od miejsca,w którym
swoich coraz bardziej popularnych darśanów udziela Matka Meera. Cóż, Niemcy, stają się prawdziwym europejskim
"zagłębiem" świętych, żeby nie powiedzieć awatarów, chociaż jest to termin zawierający w sobie wiele sprzeczności i
nieokreślenia...Aśram w Steffenshof to dzisiaj już kilka elegancko odremontowanych budynków, w których mieszkają
brahmaczarini, jak również Swami Vishwananda, odwiedzający to miejsce kilkanaście razy w roku. Jest też tutaj przestronny
hall medytacyjny, ale i tak już cały ten piękny aśram,po zaledwie dwóch latach,stał się za mały dla coraz liczniej tu
przybywających. Ze Szwajcarii, Włoch, Holandii, Francji, Stanów Zjednoczonych, Rosji i Polski. Polskie grupy już
trzykrotnie gościły w tym miejscu. I w tym roku,w maju, również po raz trzeci odwiedzi Polskę Swami Vishwananda, a
miejscem udzielanych przez niego darśanów będą Warszawa i Szczecin. W Warszawie Swami poprowadzi również kurs mudr,
wg systemu jogi Patanjalego. A następna większa grupa, jaka przyjedzie do Swamiego z Polski,trafi już, być może, do
nowego miejsca. Rozpoczęto przygotowania do otwarcia nowego, znacznie większego aśramu.
W tym roku na czas tradycyjnego hinduistycznego święta Mahaśiwaratri,
Swami Vishwananda powrócił na swój rodzinny Mauritius. I tu właśnie,we wzniesionej przez siebie przed kilku laty
świątyni Sai Baby z Shirdi,zmaterializował aż szesnaście lingamów, można rzec żyjących energetycznych bytów, symboli
kreatywnej siły Absolutu. Kilka z tych iście świętych lingamów Hiranyagarbha, trafiło do Polski, zasilając ją,jak i
obdarowane osoby,szczególną energią. Lingamy te były rozmaitej wielkości i barwy, nawet czysto krystaliczne.
Pojawiły się w naszym świecie, niczym przybysze spoza czasu i przestrzeni, posłańcy odwiecznego, niezmiennego Absolutu.
I każdy z tych lingamów Hiranyagarbha, jest, w tradycji hinduistycznej, potencjalnym zalążkiem nowego wszechświata,
sferoidą będącą formą wszelkich innych form , narodzoną jako zmarszczka na żyjącym w stanie równowagi oceanie trzech
gun. Z jednej z takich "zmarszczek" narodził sie nasz Wszechświat.........
M.P.
|