ARTYKUŁY


Kto widział Krija Babajiego ?


       Kto widział Krija Babajiego ? Odpowiedź:niewielu...Wielu o nim słyszało, równie wielu wie NA PEWNO, ale tak naprawdę: skąd o nim wiedzą? Jest z nim trochę tak jak z UFO. Właściwie wszyscy wiedzą, że jest, ale nikt nie widzi. Głównym źródłem wiedzy o nim jest kultowa, wręcz legendarna Autobiografia jogina, napisana przez,chyba najbardziej,znanego w świecie jogina, Paramahamsę Yoganandę. Książka to piękna, momentami magiczna, pod jej wpływem wielu ludzi z Zachodu "wyprawiło się" na Wschód, czyli do Indii, czasami wręcz na jogiczne "zatracenie się". To z jednej strony świetna, ale tylko książka. A z książkami bywa różnie. Jak mawia mój ukochany “oświecony” UG/Uppaluri Gopal Krishnamurthi/, że "o ile biografie są kłamstwem, to autobiografie są kłamstwem do kwadratu". Według Yoganandy, który podobno wtajemniczył w techniki krija jogi ponad sto tysięcy osób, wiedzę swoją otrzymał od swego mistrza Sri Jukteswara Giri, który miał w swoim życiu aż trzykrotnie spotkać mitycznego Babajiego,i w to w ciele z krwi i kości. Również mistrz Jukteswara, Lahiri Mahasaya spotykał Babjiego, pierwszy raz w 1861 roku, kiedy to otrzymał od niego wtajemniczenie w krija jogę. Zresztą od tamtego czasu, trzeba przyznać, technika krija jogi, podobno najskuteczniejsza technika podniesienia kundalini, rozprzestrzeniła się szeroko na świat, przy okazji "zostawiając" za sobą wielu adeptów "uwięzionych" w idei zakonów, linii przekazu duchowego,sukcesji, skłóconych i nie uznających siebie nawzajem, itd..Jak to zresztą z kultami wszelkiej maści bywa...No, ale zostawmy kulty i zakony,i szukajmy Babajiego.

       Niedawno z pewnym zainteresowaniem odnotowałem fakt, że grupy wyznawców,coraz popularniejszego w Polsce i w Europie, Swamiego Vishwanandy spotykają się 30 listopada na obchodach urodzin Krija Babjiego. . Przyznam, że informacje o tych urodzinach przekazano mi wręcz konfidencjonalnie, jak TOP SECRET info, iż Babaji urodził się właśnie tego to dnia. Ale przyznam, że o dacie tej wiedziałem już znacznie, znacznie wcześniej i to nie otrzymałem jej na drodze szczególnego zaufania, ale pamiętam ją z jednej z książek. Jest ona dokładniejsza i mówi o 30 listopada 203 roku. Tego to właśnie dnia ponad osiemnaście stuleci temu,w dzisiaj tamilskim tzw Porto Novo, miał przyjść na świat jogin-legenda. Tak, ale dlaczego o dacie tej wiem dzisiaj ja i wielu innych, a nie wiedział swego czasu Yogananda, i Jukteswar , i Lahiri Mahasaja i inni. Bo, albo wcale ta data nie była istotna...albo pojawiła się znacznie później, bo dopiero w latach czterdziestych minionego stulecia i została przekazana przez niejakiego Jogi S.A.A. Ramaiaha, wówczas, w 1942 roku, studenta geologii na Uniwersytecie w Madrasie.
I zamieszczona w jego pismach, czyli książkach, co znowu oznacza pewien kłopot, jako, że książka to tylko książka i nic więcej. Ramaiah, zmarły zresztą w ubiegłym roku w Malezji w wieku 83 lat, miał zostać przez Krija Babajiego wyleczony z groźnej wówczas gruźlicy, a następnie stopniowo wtajemniczany w coraz to bardziej skomplikowane techniki krija jogi, w które inicjacja miała nastąpić, tak jak u Lahiri Mahasaji w Himalajach, niedaleko świętego Badrinath. W tamtym czasie zresztą pojawił się jeszcze ktoś, kto też miał zostać wyleczony przez Babjiego, a później dostać inicjację w krija jogę. Ten ktoś nazywał się V.T. Neelakantan i był znanym wówczas dziennikarzem, a także współpracownikiem słynnej teozofki, Annie Besant. Tylu nowych bezpośrednio inicjowanych przez Babjiego, to było zdecydowanie za dużo dla wszystkich inicjowanych wcześniej w techniki krija jogi. Strażnicy starej wiedzy nie chcieli słyszeć o nieoczekiwanych samozwańcach, a i wśród strażników starej wiedzy następował rozłam na amerykańską linię Yoganandy i tę, tradycyjną, indyjską. I w tym całym zamieszaniu, legendarny Krija Babaji znowu gdzieś zniknął.....Co prawda miał pojawiać się to tu to tam, ale namacalnych, niezbędnych dla logicznych umysłów dowodów brakowało...Aż nagle powiało sensacją...

       W himalajskim regionie Kumaon w roku 1970 znowu, podobno,pojawił się legendarny Babaji. Tym razem wcale nie na mgnienie oka, ale na całych czternaście lat w ciele z krwi i kości ewoluującym od ciała pięknego , szczupłego młodzieńca, do ciała zdecydowanie, zwłaszcza tuż przed śmiercią w 1984 roku, przyciężkiego mężczyzny. Oczywiście dla wyznawców Babajiego z himalasjkiego Herakan nie było kwestii: to był ten słynny nieśmiertelny Babaji, a jego śmierć była tylko boska lilą, gdyż, jak wiadomo, śmierci tak naprawdę nie ma. Zapewniał zresztą o tym solennie Leonard Orr, twórca reberthingu/technikę otrzymać miał od tego Babjiego/ i propagator idei fizycznej nieśmiertelności. Tzw odejście, czyli fizyczna śmierć tego Babajiego zostawiła w żalu i z nierozwiązanym problemem fizycznej śmiertelności wielu jego wyznawców, którzy zresztą do dzisiaj czczą głęboko jego pamięć...

       Ale przecież Babaji to nie tylko pamięć, to przecież ktoś realnie istniejący. Jak zapewniał, powołując się na informacje bezpośrednio od Babajiego, Yogi Ramaiah, Babaji osiągnąwszy, pod okiem swojego mistrza Boganathara,stan soruba samadhi, czyli stan totalnego zharmonizowania się z boską wolą, jest w stanie wędrować przez wszelkie plany i poziomy egzystencji, mogąc pojawić się, jeśli jest to to jego wolą, przed każdym z nas na naszym fizycznym planie...Niedawno, będąc w słynnym centrum pielgrzymkowym w Shirdi wszedłem do sklepiku jubilera w intencji kupienia pewnego drobiazgu. Po dokonanym niespiesznie zakupie, właściciel sklepiku zapytał mnie czy przypadkiem nie przybywam ze szkoły krija jogi w Ranczi? Odpowiedziałem, że nie, że przebywam "duchowo" w innym miejscu, nieopodal Shirdi. Wtedy jubiler powiedział, że tak naprawdę jest praktykującym joginem, absolwentem renomowanej Bihar School of Yoga i na zakończenie wyciągnął z kieszeni portfel, a z niego mały obrazek Krija Babjiego/wizerunek znany z Autobiografii jogina. "To mój mistrz", stwierdził i dodał: "Spotkałem go". To, co usłyszałem było tak rewelacyjne, że chciałem pociągnąć ten wątek, ale następni klienci w sklepie stali się przeszkodą nie do pokonania. Kiedy dwa dni później wpadłem znowu do Shirdi, w sklepie był tylko pracownik. A mnie podczas tego pobytu w Indiach nie dane już było znaleźć się ponownie w Shirdi...Może wyjaśnię to następnym razem. A może jeszcze wcześniej, gdyż zostawiłem w sklepie swój adres mailowy i dosłownie, dwa dni przed napisaniem tych słów, otrzymałem z Indii lakonicznego maila: "SaiRam, Chetana, podpisanego "Pranayogi Nirvanchintan". Dziwne....

       Jednak z Krija Babajim los zetknął mnie wcześniej, kiedy, nie spodziewając się jeszcze niczego, pojechałem w sierpniu ub. r. do malowniczego aśramu Swamiego Vishwanandy, znajdującego się w niewielkiej niemieckiej wiosce Steffenshof. Jadąc tam, nie wiedziałem, że jest to miejsce silnego kultu Krija Babajiego, który, jak się potem okazało, ma być mistrzem przesympatycznego Swamiego z Mauritiusa. I to właśnie na Mauritiusie Krija Babaji miał się pojawić w szpitalnej salce przed pięcioletnim wówczas Vishwamem. I wtedy to miała rozpocząć się wielka duchowa przygoda małego chłopca Vishwama, ktorej zwieńczeniem jest dzisiaj magnetycznie przyciągający adeptów bhakti jogi, Swami Vishwananda. Co prawda Swami, a właściwie jeszcze młodzieniec Vishwam, miał epizod z innym wielkim mistrzem, Sathya Sai Babą, ale jak stwierdza dzisiaj, mistrz z Puttaparthi był mistrzem tymczasowym... Tym prawdziwym jest Krija Babaji, co zresztą widoczne jest w aśramie Bhakti Margi w Steffenshof w różnych miejscach i w różny sposób akcentowane. Widziałem Swamiego w momencie błogosławienia, dla jednej z niemieckich adeptek krija jogi,figurki Krija Babjiego i przyznam, że był to widok niezapomniany;Swami Vishwananda znalazł się w pewnym momencie w stanie transu, poprzez niewielką figurkę jakby w stanie "komunii" z Krija Babajim...

       Czy dane mi będzie kiedykolwiek w tym życiu spotkać Krija Babjiego ? Jeśli tak, to muszę być uważny, gdyż Babaji podobno pojawia się znikąd i równie nieoczekiwanie znika. Tak np. miał pojawić się przed jednym z wyznawców Sathya Sai Baby nad rzeką Chitravatti, kiedy ten akurat w wolnej od aśramowej rutyny chwili, czytał Autobiografię jogina. Zjawił się i zabronował wspólne udanie się na darśan mistrza z Puttaparthi. I obaj poszli do aśramu z tym, że Krija Babaji stanął przy murze okalającym plac darśanowy. W trakcie darśanu Sai Baba miał podejść do tego muru i przez jakiś czas obaj mistrzowie wymieniali się spojrzeniami. A potem Krija Babaji zniknął. A zjawił się, jako około dwudziestoletni młodzieniec, owinięty zaledwie białym prześcieradłem o płomiennych włosach i stosunkowo jasnej karnacji. Potrafi podobno przybrać dowolny wygląd...Ale, jako że znajduje się w stanie soruba samadhi, czyli nieśmiertelnego ciała ze światła, potrafi formować to ciało na dowolny sposób, wyłącznie myślą. Ale cechą ciała ze światła jest to, że nie zostawia żadnych śladów, chociażby śladów stóp, nie rzuca cienia i nie można zrobić mu zdjęcia/ważna uwaga dla współczesnych.../. I to co tu napisałem to nie są już żadne jogiczne koncepty, ale fakty, które udało się stwierdzić i potwierdzić na przykładzie innego słynnego "nieśmiertelnego", żyjącego w XIX wieku tamilskiego jogina, Ramalingi Swamiego. Ramalinga osiągnąwszy ciało ze światła, nie zostawiał śladów stóp, żeby jego ciało rzucało cień, musiał szczelnie okrywać się/łącznie z głową/ białym płótnem. Kilkukrotnie ekipy,najlepszych wówczas fotografów z Madrasu, próbowały robić mu zdjęcia i za każdym razem z płótna biła wyłącznie silna poświata....Ale o nieśmiertelnych siddha joginach i ciele ze światła może innym razem, a teraz przyjrzyjmy się od czasu do czasu uważnie przechodzącym obok nas...A szczególnie śladom ich stóp...

Mariusz Piotrowski