ANKAI: Góra karmicznego ognia


Jak powiadają zaawansowani w swoich praktykach indyjscy jogini, w każdym kraju, krainie, regionie jest jedna specjalna góra, pełniąca rolę karmicznej “pralki”. Niekoniecznie musi to być w danym miejscu góra najwyższa, najbardziej stroma, czy fantazyjnie ukształtowana. Musi być natomiast szczególna energetycznie, pełniąc rolę swoistej energetycznej soczewki. Jak znaleźć w danej, określonej strefie taką górę, to już zupełnie inna historia – być może należy zdać sie na przeanalizowanie zapisów historycznych, a zarazem swoje odczucia. Ci, którzy to wiedzą, to wiedzą, jak wspomniani na początku jogini. Mają stuprocentową pewność, co do takiego miejsca. Ale wcale nie jest to wiedza powszechna, gdyż dociera tylko do tych, do których ma dotrzeć. Po to, żeby w efekcie mogli dokonać wspinaczki na taką górę.

W indyjskim stanie Maharasztra/blisko 100 milionów mieszkańców, obszar mniej więcej równy obszarowi Polski/ za górę taką uchodzi Ankai, znajdująca sie nieopodal miasteczka Yeola, znanego z tego, że żyło w nim wielu wybitnych joginów, praktyki swoje prowadził tu słynny Swami Muktananda. Góra, przyznać trzeba, choć nieszczególnie wysoka/ok. 1000 metrów npm , jest bardzo malownicza. Właściwie to nie jest tylko jedna góra, ale połączona jest z bliźniaczym sobie wzniesieniem, znanym jako Tankai. U stóp Ankai znajduje się ciąg bardzo starych, wykutych w skale jaskiń-świątyń, o dżinijskim rodowodzie, a powstałych około ośmiuset lat temu. Powyżej linii jaskiń rozpoczyna się prawdziwa droga na górę, a zarazem do specjalnej linii fortyfikacji. W średniowieczu powstał tu ciąg silnych fortyfikacji, prowadzący do znajdującego się na samym szczycie Ankai, fortu, a zarazem rezydencji władców z czasów królestwa Maratów. Do samego fortu prowadzi aż siedem bram, do których dociera sie po wąskich i śliskich, wykutych w skale stopniach. W porze monsunu, dostęp na górę jest praktycznie w ogóle niemożliwy. Przy każdej z bram są wzniesione specjalne umocnienia skąd strzelano i obrzucano głazami napastników. Jednak nie udało się maratiańskim obrońcom powstrzymać najeźdźców mogolskich, którzy dysponowali przeważającą siłą i znali specjalne techniki pokonywania fortyfikacji. Ówczesna władczyni Maratów, przebywająca na Ankai, rzuciła sie ze stromej skały, żeby uniknąć pojmania przez islamskich najeźdźców.

Na samym szczycie góry, poza ruinami ostatniego fortu, znajduje się kilka naturalnych zbiorników skalnych, w których gromadzi sie sezonowo woda, pozwalając na przetrwanie na górze nawet przez wiele miesięcy. W ruinach fortu znajdują się tez dargi/grobowce/ muzułmańskie Ale największą atrakcją dzisiaj na Ankai jest jaskinia-świątynia, w której podobno miał przez jakiś czas medytować riszi Agastya, legendarny jogin i mędrzec, największy z siedmiu wedyjskich ryszich /saptariszich/. W tej pomalowanej w tonacji ostrej czerwieni jaskini naprawdę jest znakomita energia do medytacji, niezależnie od tego czy Agastya tam był, czy nie, i czy w ogóle istniał. Do tej jaskinnej świątyni Agastyi przybywają każdego dnia dżiniści z położonego u stóp Ankai prześlicznego aśramu, tonącego w kwiatach przez cały rok.

Jak powiadają wielcy jogini Maharasztry, na Ankai trzeba koniecznie wejść choć jeden raz w roku. Taka tapasya - wyrzeczenie, wysiłek- powoduje,że zarówno ciało jak umysł sadhaki zostają oczyszczone, a także z linii przeznaczenia zostaje starty karmiczny kurz, który mógłby w przyszłości spowodować problemy w życiu. Ale jak mówią ci jogini, jedna taka góra znajduje się w każdym kraju, krainie czy regionie. Gdzie jest polska góra Ankai ?


Click to Enlarge Click to Enlarge Click to Enlarge
Click to Enlarge Click to Enlarge Click to Enlarge
Click to Enlarge Click to Enlarge Click to Enlarge
Click to Enlarge Click to Enlarge Click to Enlarge
Click to Enlarge Click to Enlarge Click to Enlarge
Click to Enlarge Click to Enlarge Click to Enlarge
Click to Enlarge Click to Enlarge Click to Enlarge
Click to Enlarge Click to Enlarge Click to Enlarge
Click to Enlarge Click to Enlarge Click to Enlarge
Click to Enlarge Click to Enlarge Click to Enlarge

Next Last

Fot. Mariusz Piotrowski